Poranek w Citta di Castello, przed nami kolejne góry. Zapowiedzi pogodowe nie są optymistyczne. Pocieszamy się, że jedziemy przez góry, a w górach pogoda zmienna – jak pada w jednym miejscu, to za górą świeci słońce… – chcielibyśmy, aby tak było, a tak nie było.

Plan był taki, by jak najszybciej przemieścić kolejną zmianę, czyli dwóch Jacków – mnie i „Simona”, na kolejny etap sto km dalej. Nasze plany zakłócił jednak wyścig Giro d’Italia. Chcieliśmy jak najszybciej przemieścić się, by wystartować drugą zmianę po 100 km, więc wozem technicznym wybraliśmy drogę autostradą. Jechaliśmy sprawnie przez kilkadziesiąt kilometrów, gdy nagle okazało się, że wszystkie zjazdy są zamknięte przez policję. Po chwili zamknięty został ruch na autostradzie. Co ciekawe… kierowcy nie używają klaksonów, wyjątkowo spokojnie przyjmują zastaną sytuację. Co się dzieje?

Kierując naszym autem technicznym widziałem na trasie pojazdy ekip kolarskich – zwróciło uwagę i dało do myślenia. W samochodzie Wojtek i Jacek „Simon”, mówię – Panowie, chyba trafiliśmy na włoskie Giro. Wiele nie trzeba było, by potwierdzić moje przypuszczenia. Podszedł do nas Włoch i potwierdził – jedzie równolegle z nami Giro d’Italia

Zamiast planowanych 100 km, przez blokadę naszego wozu technicznego, Piotr i Zdzisław pojechali 130 km. Kolejną zmianę dali Jacki – czyli „Simon” i Stępnicki. No to ruszamy – deszcz pada, ale dalej w górach padać nie będzie, tak przynajmniej podpowiada Wojtek, po analizie danych z serwisów internetowych:

Dalej pojechaliśmy dalsze 40 km – jak się okazało w deszczu i w temp. 10 st.

Nocleg  – po długich poszukiwaniach – parking Carrefour w Rieti – piękne miasto, jednak brak pięknej miejscówki na spanie.