Zadanie na kolejny etap to – korzystając ze sprzyjającej pogody – zrobić jak najwięcej kilometrów przed Apeninami Środkowymi. Wczesnym rakiem ruszam ja (Jacek) z Piotrem. Świetne warunki, pierwsze 70 km pokonujemy ze średnią 30 km/h. Jazda z Piotrem – jak już się zorientowaliśmy – musi być w deszczu. I tradycji stało się zadość, aczkolwiek przed największymi opadami schroniliśmy  się na lokalnej stacji paliw, poznając przy okazji miejscowe zwyczaje. Na przykład stoliki przed pomieszczeniem stacji z popielniczkami i petami – znaczy jeśli masz ochotę zapalić, siadasz i palisz, nieważne, że to stacja benzynowa… Po godzinnym postoju dogoniła nas ekipa logistyczna. Ponieważ jednak przestało padać nie zdecydowaliśmy się na zmianę odzieży. Uzgodniliśmy, że jedziemy co najmniej 110 km, a zmienią nas Zdzisiek z Simonem

Jazdę kończymy po pokonaniu łącznie w dwóch zmianach 250 km. Można było więcej, ale wiemy, że wiele kilometrów nadrobiliśmy, a przydałoby się uzupełnić zapasy prowiantowe.

Szukając miejsca na nocleg, korzystamy z tego, że jesteśmy blisko morza i tamtejszych pól kempingowych – idealne miejsce na wypoczynek przed „atakiem” środkowego pasma włoskich gór.